KAWAŁEK DALEKIGO WSCHODU
Kontakty rodzinne, przyjacielskie czy koleżeńskie mogą być punktem wyjścia do zwiedzania świata. Ziemia jest dziś jakby mniejsza. Zdobywamy Stary Kontynent czy Amerykę, ale zawsze korci wycieczka w mniej poznane regiony. Dzięki kontaktom zięcia mogłem wziąć udział w wycieczce do Korei Południowej.
Okazało się, że Daleki Wschód faktycznie jest ... daleko. Podróż lotnicza przez Holandię trwała ponad 12 godzin. Na poznanie z bliska powstałej po II wojnie światowej republiki miałem trzy tygodnie.
W stolicy Południowych Koreańczyków – Seulu – gościłem przez tydzień. Dzięki specjalnej przepustce mogłem zwiedzić strefę buforową między skłóconymi, formalnie pozostającymi w stanie wojny, Koreami – Północną i Południową. Niezapomniane wrażenie zrobił na mnie głęboki na 18 pięter, podziemny tunel, który w 1950 roku posłużył agresorom z Północy - w sile 63 tysięcy! - do zaatakowania sąsiadów. Seul robi ogromne wrażenie! Odbudowany niemal od podstaw dziś liczy około 13 mln mieszkańców i jest najgęściej zaludnionym (15 tys./km²) miastem świata. Już samo to wymagało mistrzowskiego podejścia doskomunikowania aglomeracji. Jest tu 9 linii metra, a główne arterie na powierzchni mają po 5 pasów w jednym kierunku.
Koreańczycy okazali się bardzo serdeczni, zwłaszcza w stosunku do zagranicznych turystów, których przecież w tłumie przedstawicieli rasy żółtej wypatrzeć nietrudno. :-)
Zależało mi na nawiązaniu kontaktu z policjantami, co okazało się nietrudne, mimo że Korea Płd nie należy do IPA. Pech chciał, że nie dane mi było zwiedzić Muzeum Policji
w Daegu (czwartym co do wielkości mieście Korei), jak również innych muzeów. W czasie mojej podróży w Korei panował wirus MERS, skutkiem czego obiekty publiczne zamknięto, a większość Koreańczyków chodziła w maskach. W Daegu przypadkowo poznałem walijskiego policjanta–emeryta, który podobnie jak ja zwiedzał Koreę dzięki kontaktom rodzinnym.
Trzy tygodnie to niby długo, ale jednak stanowczo zbyt krótko na zwiedzenie atrakcji półwyspu. Udało mi się za to zaliczyć jednodniowy "wypad" do Japonii. Rejs do ojczyzny Samurajów z portowej metropolii – Pusan – (którą też zwiedziłem) trwał raptem dwie godziny.
Podróże uczą. Poznałem historię Korei od 1952 roku. Cieszę się, że na własne oczy mogłem przekonać się z jakim zaangażowaniem i poświęceniem Południowi Koreańczycy odbudowali, rozbudowali i uprzemysłowili swój kraj po zawierusze wojennej. Zasługują na szacunek i uznanie.
Tekst i zdjęcia: Witold Baran
Redakcja: Krzysztof Kapturski